wtorek, 11 lutego 2014

009. Rozżalona McGonagall i cyklop Firenzo - cz. I

Sesja, dzięki Boru, za mną! Teoretycznie powinienem czuć się wystarczająco odmóżdżony, ale dla Was, kochani Czytelnicy, poświęcę ostatnie szare komórki na następną analizę. Będzie to kolejny potterowski fanfik o jednej z wielu córek Voldemorta, których dorobił się nie wiadomo kiedy (kto wie, co on właściwie robił w tej Albanii...). Cyklopi, zła odmiana kanonicznych nazwisk i riposty rodem z gimnazjum - czy potrzebujecie lepszej zachęty?
Analizę pisałem partiami i w tej właśnie chwili odkryłem, że blogasek został zawieszony. Ale to nic!
Oto przed państwem http://riddle-w-hogwarcie-fanfiction.blogspot.com/, autorstwa Klaudii Riddle!



Wysoka kobieta przechadzała się po wąskich uliczkach Londynu. Spod kaptura wystawał jedynie pojedyńczy kosmyk jej matowych, kręconych włosów. Był dokładnie trzeci listopada, dzień po narodzinach jej jednej, jedynej córki, tymczasowo spoczywającej w dłoniach młodej matki.
Tymczasowo, póki nie zwolni się miejsce w którejś z kołysek. Żłobek im. Riddle'a zakupił za mało dziecięcych łóżeczek na wszystkie potomkinie sławetnego założyciela, więc zawsze jedno dziecko było zmuszone spać w różnych dziwnych miejscach.
Ten jeden kosmyk zwiastować może tylko jedno - Bella wyłysiała.

Po chwili powoli zapukała do dużych drzwi posesji Malfoy'ów. 
Pukała w slow motion, aby nadać sytuacji dramatyzmu? To nie było potrzebne, skoro już w drugim zdaniu zaczyna się szarża apostrofów.
Poza tym, Malfoyowie nie mieszkali w Londynie, a do ich posiadłości wchodziło się przez magiczną bramę.

Widząc postać z czarno - białymi włosami odsłoniła kaptur, odsłaniając ostre rysy swojej twarzy oraz nieprzeniknione oczy. 
Nie. Książkowa Narcyza nie miała takich włosów, jak ta filmowa (w sumie nie wiem, po kiego grzyba wyglądała jak Cruella de Mon).
Czym kaptur był wcześniej zasłonięty, że go odsłoniła? I czy coś innego, niż twarz, może mieć rysy? Uwielbiam to komplikowanie opisów po to, aby były tró i oridżinal, a koniec końców wychodzi co najmniej dziwacznie.


-Znów się widzimy, Narcyzo.

Siostra szatynki, niezbyt zadowolona z tej jakże nagłej wizyty z niechęcią wsłuchiwała się dalszej części monologu krewnej.

-Potrzebuję Twojej pomocy.- rzekła.
Wait. Jaki monolog? Przykładem monologu może być Wielka Improwizacja Konrada z "Dziadów" albo monolog Kordiana na Mont Blanc, ale przywitanie i wyrażenie potrzeby pomocy? Przecież w ten sposób Bellatriks zaczyna dialog. Droga Klaudio, powinnaś wiedzieć, o czym piszesz, jeśli już chcesz błyskać, trudnymi najwyraźniej, pojęciami.


-Mniejsza o to.- westchnęła, wywracając oczami.- Przez te cholerne odbite zaklęcie, przez Pottera, Czarny Pan zniknął! Wyparował! Jak dalej śmierciożercy będą tak działać, to Bitwy O Hogwart się nie doczekamy!

-A Draco? Przez tą całą chęć zabijania Harry'ego zapomniałaś o moim synie! Draco byłby w potwornym niebezpieczeństwie podczas takiej wojny. Czy Ty myślisz tylko o sobie i swoich problemach? A Twoja córka?- spytała Narcyza.
Czy mi się wydaje, czy siostry Black mają jakieś wspólne korzenie z Sybillą Trelawney? A może, co w książce nie zostało opisane, Voldemort sporządził jakiś plan w punktach? "1. Zabić Harry'ego Pottera. 2. Nakarmić Nagini. 3. Wywołać Bitwę O Hogwart.".
I ktoś tu zapomniał, że po zniknięciu Czarnego Pana śmierciożercy albo uciekali w popłochu, albo zaczynali wymyślać bajeczki, że do wszystkiego zostali zmuszeni. Wcale nie zamierzali kontynuować misternego planu ich mistrza, a Bellatriks właśnie urządzała sobie celę w Azkabanie i poznawała się z dementorami.

-Właśnie, córka.- przypomniała sobie Bella.
"O, no popatrz, zupełnie zapomniałam o dziecku, które od początku wizyty trzymam na rękach! Ależ ze mnie gapa, ha ha ha!"

 - Całe wychowanie jest w Twych rękach, Cyziu. Dopóki jego [Voldemorta] nie ma, brak również Lucjusza, więc pozwól działać śmierciożercom, jasne?- warknęła po raz kolejny tego chłodnego, listopadowego wieczoru, na co Narcyza gorliwie kiwnęła głową, chwytając w otwarte dłonie małą Mary.
Warczała, bo to pełnia była i czuła nieuchronnie zbliżającą się przemianę. Wolała więc podrzucić córeczkę siostrze, zamiast ryzykować zrobienie sobie przystawki z własnego dziecka.
To ostatnie zdanie brzmi tak, jakby Bella rzuciła Mary, a Narcyza złapała ją jak piłkę. No, ale nie takie rzeczy ludzie z dzieciakami wyprawiają...

To był dopiero początek tej jakże zagmatwanej historii. 
Wszyscy drżymy ze strachu.

 Nikt nie zdawał sobie sprawy, w jak wielkim niebezpieczeństwie znajduje się każdy człowiek, bowiem córka Czarnego Pana zyska siłę w niewyobrażalnych stopniach po swym ojcu.
Psikus, wszyscy wiemy, że Mary będzie, dosłownie, Mary Sue Magiczną I Zuą.
Voldi zapisał jej jakieś schody, które mają zaprowadzić ją do źródła mocy? 

Śniadanie w Hogwarcie trwało, podczas gdy Pansy kończyła swoją ,, ciekawą '' historyjkę o wakacyjnych przygodach. Jezu, jak ja czasem niektórym zazdroszczę, że przez okrągłe dwa miesiące nie musieli słuchać opowiadań z kategorii ,, jak pozbawić świat mugoli, szlam, a przede wszystkim Harry'ego Potter'a'' . 
Tu już zaczyna się historia właściwa.
Mary, nie musisz nikomu zazdrościć, przecież twoja matka siedzi w Azkabanie, a ojciec ukrywa się w Little Hangleton. Kto więc by ci opowiadał to wszystko?
Nie robimy cudzysłowu z przecinków, ech.

Gdy weszłyśmy do Pokoju Wspólnego Slytherinu odłożyłam jedynie nowo zakupiony podręcznik do eliksirów. Parkinson znikła jak mój ojciec piętnaście lat temu, ale mniejsza o to.
Próbowała zabić Pottera zaklęciem, ono się od niego odbiło i Pansy zamieniła się w trochę mgły oraz strzępów? 

Od meczu dzieliła nas jedynie godzina, więc biegiem ruszyłam po błoniach, oby tylko dojść do szatni. Jak na moje (nie)szczęście wpadłam na.. Potter'a. Jeny, czemu akurat on?
Wydaje mi się, że błonia Hogwartu mimo wszystko nie były tak rozległe, żeby Riddle musiała biec. 

 -Riddle, co się tak spieszysz, i tak nie wygrasz.- prychnął w moją stronę. Ron, stojący niemalże kilka stóp od niego ryknął śmiechem.
No i się zaczyna... Czekam na dzień, w którym aŁtorki zrozumieją, że Potter nie był bucem zaczepiającym każdego napotkanego Ślizgona.

 -Weasley, zamknij tą paszczę, bo się muchy zlecą.- warknęłam, poprawiając swoje długie, matowe włosy po matce.
Aaa, więc dlatego Bella była łysa! Zgoliła głowę, aby zrobić z włosów perukę dla swojej córci! Czuję się wzruszony, że kunszt perukarstwa zostaje wreszcie gdzieś doceniony. :')
Uff, dobrze, że nie użyła podobnego tekstu, ale rymowanego. Pozwólcie, że go nie przytoczę. 

Rudzielec momentalnie zamilkł, patrząc na Wybrańca, jakby myślał, że powie coś, na co ryknę płaczem i nie wezmę udziału w dzisiejszym meczu.- A teraz przepraszam państwa, ale spieszy mi się do wygranej.- odeszłam, szturchając obydwu łokciem.
Pamiętacie, jak w poprzednim opku wszyscy ciągle się "chytrze" uśmiechali? No to tutaj ktoś bez przerwy ryczy, czy to ze śmiechu, czy to płacząc. Prawdziwe rykowisko.

Jak na zawołanie oderwałam się od ziemi. Wzleciałam ponad trybuny, starając się ignorować pieśni publiczności, a mianowicie ; ,, Weasley naszym królem '' . 
Wychodzi na to, że to nie Draco Malfoy w szóstej klasie skomponował ten hymn, tylko ukradł go Gryfonom, którzy śpiewali go już rok wcześniej. Nieładnie.

Gorączkowo wypatrywałam znicza, jednak jak na złość ukrył się wyjątkowo dobrze. 
Skitrał się pod ławką.


-DZIESIĘĆ DO ZERA DLA GRYFONÓW!!!!!

Publiczność ogarnęło najprawdziwsze zdenerwowanie, jednak nic nie potrafiło zwyciężyć mojego.
Całą publiczność? Dziwne, że Gryfoni się zdenerwowali.

Na próżno usiłowałam otworzyć oczy, jednak sprawiały wrażenie zbyt ciężkich. Przez moment miałam wrażenie, że właśnie umarłam i jestem w niebie. 

-Gdzie jestem?- spytałam, gdy wreszcie miałam widok na świat. Obok mnie klęczała Pansy i Nott, a za nimi stali Draco, Goyle i Flint.

-Tłuczek cię uderzył, idziemy do Skrzydła Szpitalnego.- szepnęła Parkinson.

-Nie, nigdzie się nie wybieram.- zaprzeczyłam.- Czy wygraliśmy?
Nie, nie "oczy" mogą sprawiać wrażenie ciężkich, a powieki. So close...
Mam rozumieć, że Pansy i Nott to jedna osoba, ale z rozdwojeniem jaźni? 
Krok pierwszy bycia Merysujką - coś ci się stało, ale nie idziesz do lekarza, bo twoja supermoc uleczy ranę w sekundę!

 -Kto we mnie rzucił tą głupią piłką?- spytałam.

-Mary, to Potter, ale..- zaczął Draco.

Momentalnie zbladłam i rzuciłam się biegiem. Szłam lekko krzywo, bo miałam zawroty głowy, ale z Riddle się nie zadziera.

-Gdzie ty idziesz?- warknął Nott, biegnąc za mną.
-Zemścić się.
Tadaa. Ale ona w końcu szła, biegła czy zataczała się jak pijus? Próbuję sobie wyobrazić kogoś, kto robi te trzy rzeczy na raz.
Tłuczkiem się nie rzuca, droga pani Klaudio R. Tłuczek się odbija pałką, jak w baseballu, więc Potter nie mógł tego zrobić (był szukającym). Odnoszę wrażenie, że nie czytałaś ani jednej strony książki.
Krok drugi bycia Merysujką - możesz konać w agonii, nie mieć głowy i jednego oka, ale ZEMSTA JEST NAJWAŻNIEJSZA!!!!!!!!!!

Wraz z Teodorem stałam pod drzwiami do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Starałam się odgadnąć hasło, ale jako, że uparłam się na ,, Potter śmierdzi '' nie wymyśliłam nic sensownego.
Nieśmieszny Element W Zamiarze Komiczny - mamy.
Naszła mnie taka dygresja niezwiązana z analizami: może zrobię słownik/listę rzeczy, które MUSZĄ pojawić się w tró fanficku? Co wy na to?

Wraz z Teodorem ukryliśmy się w najbliższej szafie. Gdy zdaliśmy sobie sprawę, że jest całkiem pusto już chcieliśmy wyjść, jednak ponownie nam przeszkodzono.

-Ale miała minę!- zaśmiał się kpiąco Harry.

-To nie było miłe.- zaprzeczyła Hermiona.

-Nie znasz się na żartach, Miono.- zaprzeczył Ron.
Święta Trójca usiadła na krwisto czerwonych fotelach. Mugolka oczywiście wyjęła książkę Eliksiry dla zaawansowanych, a Weasley i Potter omawiali każdy szczegół meczu.
-Zabini jako ścigający.- ryknął śmiechem Ron. 
-Beznadziejne jak Mary Riddle.- podsumował Wybraniec, na co zacisnęłam pięści, omal nie wychodząc z szafy i uderzając go prosto w twarz.
Tak sobie teraz pomyślałem, że całkowicie bezsensowne jest robienie z Pottera skończonego palanta. Przecież to boCHaterka ma być Główną Mhroczną Damą, a nie jakiś typas z błyskawicą na czole (no, może nie Damą, ale wiadomo, o co chodzi?). Nie lepiej byłoby opisać Trójcę jako niezdolne do kłótni ameby, siedzące w pokoju wspólnym i bojące się Merysu, jeśli już mamy gwałcić kanon?
Hermiona nie była mugolką, tylko mugolaczką. Kwestia kilku liter, a różnica ogromna. Ech, i to zdrobnienie "Miona"... I tak lepsze niż "Gin", które jest zdrobnieniem zdrobnienia!

-Czemu ja tu z Tobą przyszedłem?- jęknął Teo.

-Jak chcesz to idź.- warknęłam, obmyślając plan zemsty, którego wraz mi brak.

-Nie.- szepnął tak cicho, że sama ledwo to usłyszałam. Odwróciłam się w jego stronę lekko zdziwiona. Przeciętny człowiek unika mojego towarzystwa, a on od tak chce zostać przy mnie..

-Czemu?- spytałam, dosypując jakąś dziwną, zieloną maź Hermiony z eliksirów do klatki Hedwigi. Ptak cicho prychnął, na co uderzyłam otwartą dłonią w przedmiot.
-Bo chcę zostać.- odparł chłopak po chwili niezręcznej ciszy. 
Wow, po raz pierwszy trólofem nie jest Draco albo Blaise!
I jak ona mogła dosypać maź? 
Hermiona z eliksirów, hehe.

Na tej lekcji, którą prowadził Snape siedziałam razem z Pansy i Astorią.
Nie, nie siedziałaś. Astoria była młodszą siostrą Dafne, co więc robiła na zajęciach z piątoklasistami?

 Przed nami stały profesjonalnie postawione, nowe kociołki.
Właściwie to jak rozróżnić profesjonalnie postawione kociołki od tych nieprofesjonalnie postawionych? Mają coś szczególnego w kącie nachylenia? 

Ślizgoni i Gryfoni jak na zawołanie rozpoczęli dodawanie składników. Powinno się dodawać je co półtoraj godziny podczas całego cyklu księżycowego, więc nie otrzymam go od tak.

Jeszcze raz zerknęłam na podręcznik Eliksirów dla Zaawansowanych ;

Składniki : woda, ziemia z wodą w której hodowano mandragorę, szczypta bezoaru,sproszkowany róg alfodeusa i nalewka z piołunu.
Szczypta bezoaru. Ha. Haha. Szkoda, że to antidotum na trucizny, a nie typowy składnik eliksirów. I to był asfodelus, a nalewka z piołunu to składnik Wywaru Żywej Śmierci. Wątpliwe, by coś działającego nasennie miało pomóc w wydobyciu z kogoś najskrytszych sekretów. 

Posłusznie wykonałam polecenie, po czym niemal wybiegłam z klasy. W moim umyśle panowały tysiące kłębiących się myśli ; jak matka oddała mnie do ciotki Narcyzy, jak po jedenastu latach poznałam własnego ojca, na którego drży każdy człowiek. Za dużo, zdecydowanie za dużo jest tych wszelkich kłopotów i cholernego strachu i tej melancholii, która od zawsze panuje mą duszą.

Miałam być silna i po odejściu Czarnego Pana zostać kolejną ,, najstraszniejszą '' czarodziejką w historii czasów, jednak nie w każdej chwili jestem jak to innym się wydaje pewna siebie.
Ach, te melancholijne myśli nachodzące człowieka, gdy wychodzi z klasy... Też takie miałem. Zwykle zastanawiałem się, co będzie na obiad, o panowaniu nad światem nigdy nie myślałem.
"Na którego drży każdy człowiek", może mi ktoś wytłumaczyć, o co chodzi? I jakim cudem trzydniowe dziecko pamięta, że matka je oddała?

Szykował się pierwszy wyjazd do Hogsmeade w tym roku. Byłam z tego powodu niezmiernie szczęśliwa, aż w tym stopniu, że przestałam przejmować się docinkami ze strony Harry'ego i Rona. 
Jestem skołowany, dlaczego ona się przejmuje Wybrańcem, zamiast wyładować gniew na kociaczkach albo psiaczkach?!?!

 -Riddle, przeszkadzam Ci?- warknęła profesor McGonagall podczas lekcji transmutacji.

-Tak, może pani wyjść?- spytałam ją uprzejmym tonem głosu.

-Skądże znowu, panno Mary.- zaczęła bardziej opanowana niż ja, jednak nie dało się ukryć sarkazmu w jej głosie.- Jestem tu nauczycielem, Riddle. Wymagam pełnego szacunku z Twej strony. Czy ktoś jeszcze ma jakieś uwagi, bądź pytania?- rozglądała się po klasie.

-Tak, czemu profesor Snape nie myje włosów?- spytałam profesor Minerwę, na co zebrani w klasie od transmutacji ledwo powstrzymywali śmiech.
-Przestudiujesz cały dział w książce Natychmiastowa Transmutacja na temat prawach Gampa! Na jutro!- poinformowała mnie.
-Złość piękności szkodzi, pani profesor, ale w Pani przypadku chyba to nie grozi.- zaśmiałam się, tracąc cierpliwość. Cóż, mam to po tatusiu..
-To Twoja ostatnia lekcja transmutacji w tym roku!- krzyknęła.
-Zazdroszczę Mary.- oznajmił Draco, włączając się przy tym do tej jakże ciekawej dyskusji.
-Kolejny! Precz stąd! Riddle, jutro przynosisz mi wiedzę o prawach Gampa, a Ty Draconie.. Zawiodłam się na Tobie..- westchnęła rozżalona Minerwa.
-Pa hołoto!- krzyknęłam, wychodząc z sali wraz z kuzynem.
Droga aŁtorko, czy naprawdę sądzisz, że McGonagall pozwoliłaby na rozpoczęcie takiej dyskusji? Wszyscy uczniowie, nawet Ślizgoni, czuli do tej kobiety ogromny respekt, na który zresztą zasługiwała. Zanim więc zaczniesz bawić się w żenujące, "prześmieszne" odzywki dzieciaków do osoby dorosłej, zastanów się, co powiedziałaby twoja pani od matematyki albo plastyki, gdybyś wyjechała jej z takim tekstem! 
I jak biedna Mary ma przynieść WIEDZĘ? Bo z móżdżku sobie jej chyba nie wyciśnie.

Zauważając, że nie ma tu dla mnie nic ciekawego przekroczyłam progi damskiego dorminatorium.
Dorminaco? Coraz mocniej jestem przekonany, że to opko powstało w oparciu o inne, a nie o książkę. A nawet jeśli nie byłaś pewna, jak to słowo się pisze - czy to tak trudno sprawdzić w necie?

 -Co to za dezorganizacja?- spytałam najgłośniej jak potrafiłam, przypominając sobie te trudne do zapamiętania słowo w słowniku Hermiony.
Naprawdę trudne, a z innych fajnych słów na "d" - dychotomia, diachronia, dyktafon, du... 

-Nareszcie wyszła..- sapnęła Astoria. Posłałam jej pytające spojrzenie.- Mogę posłuchać swojej muzyki klasycznej!- odparła podescytowana.

-Tej, której nazywam tumultem i jazgotem?
"Tumultem"? Serio? A czy ty w ogóle wiesz, czym jest tumult? Sądzę, że nie. I Astoria nie mogła słuchać muzyki w Hogwarcie, bo na jego terenie wszystkie urządzenia elektroniczne wariowały.

-Witam państwa!- krzyknął Fred, albo George..

-Tak, cześć.

-Niesamowicie graliście podczas meczu.- pochwalił nas jeden z bliźniaków.- Mary, wszystko dobrze po tym upadku?

-Jasne, oczywiście..- potwierdziłam, jednak doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że to nie jest pewne. W końcu nie byłam w Skrzydle Szpitalnym.
Hmm... Czy Mary zdaje sobie sprawę, że to któryś z bliźniaków ją znokautował, a nie Harry? I skąd ta nagła uprzejmość Weasleyów względem Riddle'ówny?
Zadaję w tej analizie stanowczo za dużo pytań... 


-Co ty chce..- przerwałam.- Potter.(...) 
 -Czego ode mnie chcesz?- rzuciłam pytanie, nie ruszając się z miejsca. Bardziej odczuwałam złość i rozdrażnienie, niż strach.
-Trafności.- odparł, patrząc mi prosto w oczy.- Mary, my jesteśmy sobie pisani! Firenzo mi powiedział.
-To idź do tego cyklopa, a mnie zostaw. Nie potrzebuję Cię. Jesteś przyczyną tego, czemu mój tatuś zniknął na tyle lat. 
-Nie moja wina, że jest takim słabym czarodziejem.- warknął, jak ja jeszcze kilka minut temu.
Nie wierzę. O ile to nie jest jakiś numer Palanta Pottera mogę powiedzieć, że Harry nie nadaje się do roli konkurencyjnego trulofa.
Cyklop Firenzo. Serio? CENTAUR, do jasnej ciasnej. Ale może wytłumaczę to inaczej, coby wszyscy zrozumieli:

    CENTAUR


CYKLOP


W tej chwili - nie wytrzymałam. Straciłam całkiem panowanie nad sobą i zdrowy rozum. Rzucałam w Niego najgorsze zaklęcia, które Chłopiec-który-przeżył odwzajemniał. Po chwili jednak, gdy trafiło we mnie Cruciatus skuliłam się, nie mogąc się ruszyć.
Pewnie nie mogę liczyć na to, że w Hogwarcie pojawi się wysłannik Ministerstwa w sprawie aresztowania Pottera za użycie Zaklęcia Niewybaczalnego.
Pani Pince też coś wyrozumiale podchodzi do pojedynku w jej bibliotece...

-Zabiję Cię Potter! Ciebie i te wszystkie szlamy, które myślą, że są lepsze od Czarnego Pana!- krzyczałam, wyrywając się z uścisku Barry'ego. 
To jeszcze jakiś Barry tam był?

 Korzystając z chwili nieuwagi wybiegłam z pokoju, kierując się do lochów.
Miałam ochotę zwić się w kłębek, płacząc i użalając się nad sobą. Jakie życie jest brutalne, Potter tępy, a jakie Firenzo ma dziwaczne przepowiednie typu ; ,, dziś rano wstanie słońce '' . Banalne i do kitu.
Weź mydło w płynie i zrób, co każdy emo-czarodziej zrobić powinien!

Następny dzień rozpoczął się ze świadomością, że była sobota.
"Poniedziałek wstał z łóżka, narzekając, że nienawidzi poniedziałków, ale zaraz uświadomił sobie, że to przecież Sobota!"

Pierwszą czynnością na ,, liście rzeczy do zrobienia '' było przeczytanie listów. Dostawałam ich miliony całymi dniami. Oczywiście niektóre zawierały pogróżki, ale było również sporo od tajemniczych wielbicieli.
Taka czarodziejska wersja ask.fm? Riddle była hogwarckim fejmem?

Kopert było na ogół około siedemnastu (pomijając fakt, że większa połowa to te różowe w czerwone serduszka). 
Miliony a siedemnaście to jednak różnica. I nie ma czegoś takiego, jak większa połowa.

Rozpoznałam w nich wiadomość od.. matki. 
W sensie, że Bellatriks wysłała swojej córci mnóstwo listów w kopertach w serduszka? Może jeszcze na perfumowanej papeterii?

Nie kontaktowała się ze mną dobre pół roku, bo niby planuje Bitwę o Hogwart. 
Została głównym strategiem Voldemorta.

 W Wielkiej Sali podczas pierwszego posiłku w dniu ( dla innych, podjadałam w nocy ) o dziwo panowała cisza, w najmniejszym stopniu nie wypełniona mymi krzykami i wrzaskami. Poranne przemyślenia podziałały na mnie kojąco.
Gołym okiem widać było, że cały Hogwart ledwo powstrzymuje się, by spytać, czy moje błogie opanowanie jest przyczyną nadużycia leków na uspokojenie.
Uu, jaka buntowniczka, podjada w nocy! A potem dupa rośnie i jest płacz, że nikt nie chce na randkę zaprosić.
Cały Hogwart, łącznie ze zbrojami i kamiennymi gargulcami, które oderwały się od murów i przybyły do Wielkiej Sali, aby popatrzeć na cudowną córę Voldemorta!

-Kawy?- spytał mnie Zabini. Więc jednak nauczono tych kretynów, jak postępować z arystokratką z wyższych sfer.
Bo przecież Malfoy i Zabini pochodzili z plebejstwa, żyli sobie w lepiankach, a skrzaty domowe im rozkazywały na każdym kroku.

 -No właśnie.- uśmiechnęłam się, jak mama Bella lubi najbardziej (z ironią).- Kto zaniesie mi książki na eliksiry?- spytałam, rozglądając się.- LUNA!!
Krukonka jak na zawołanie podbiegła do stołu Ślizgonów.
-Przyniesiesz mi podręcznik od eliksirów, jasne?- zapytałam, dobrze znając odpowiedź.
-Tak, tak..- potwierdziła z lekko rozszerzonymi oczami, patrząc w przestrzeń.
AŁtorko, czy według ciebie Luna naprawdę była tak nieciekawą postacią, by teraz robić z niej sługusa? Co więcej, to chyba ostatnia osoba, która zgodziłaby się na takie traktowanie, szczególnie przez taką, za przeproszeniem, gówniarę, jaką jest Mary.

-Pa, imbecyle!- krzyknęłam na całe gardło, przez co ponownie wszystkie oczy zwróciły się na mnie.
Mnie dziwi, dlaczego nadal ktokolwiek chce z nią siedzieć przy jednym stole. Osobiście wolałbym ściskać się jak sardynka na jednej ławie, zamiast męczyć się w towarzystwie kogoś tak dziecinnego.

 Zrobiłam swoje Wyjście Smoka, trącając drzwi łokciem. Trochę zabolało, ale na pewno super wyglądało.
Zwłaszcza, że te drzwi miały kilkanaście stóp wysokości i ważyły kilkadziesiąt kilo - o ile nie więcej - ale Wszechpotężna Córka Voldiego bez najmniejszego trudu trąca je łokciem.

 Na tej lekcji nie zdarzyło się nic ciekawego, pomijając fakt, że wylałam niebieskawą maź na głowę Ron'a, przez co mogłam ujrzeć Go w roli smerfa. Aż dziwię się, czemu nie został sławnym aktorem.
Kolejna marna próba zabłyśnięcia poczuciem humoru.
Po pierwsze: RonA, bez apostrofu. Ech, a podobno mądrej głowie dość po słowie.
Po drugie: skąd Mary, wielka przeciwniczka mugoli i córka jeszcze większej przeciwniczki mugoli, miałaby znać Smerfy? W magicznej chatce podłączyli kablówkę?
Po trzecie: "Go"? Był tam Bóg przebrany za smerfa? Zaimków osobowych nie piszemy z dużej litery w opowiadaniach, robimy to tylko w listach i pismach do kogoś.

Przesiadując w Pokoju Wspólnym niespodziewanie do pomieszczenia wpadł wyraźnie zmartwiony i rozżalony Dumberlode. 
Ten nowy dyrektor Hogwartu chyba też lubuje się w wejściach smoka! Pewnie tak wpadł, że w ścianie została dziura w kształcie jego sylwetki, jak w kreskówkach.


 Wraz z dyrektorem przekroczyłam progi jego Gabinetu. Mogłabym wiecznie podziwiać ten pokój, gdyby nie oschły ton Albusa.

-Za mną.
Nerwowo spojrzałam na dyrektora, który bez najmniejszej odznaki wstydu wyciągnął myślodsiewnię. 
Taki splendor, być z dyrektorem po imieniu! Ten Dumberlode nie powinien być oschły, może niech zapyta Dumbledore'a, jak postępować z uczniami? 

[Mary i Dumberlode korzystają z myślodsiewni.]Pamiątka całkiem niespodziewanie przemieniła się na widok pary kłócących się dziewczynek. Jedną z nich byłam ja, natomiast drugą.. LUNA.
-Zostaw mnie w spokoju! Nie potrzebuję Cię! Odwal się!- krzyczałam w niebogłosy, bardziej wściekła, niż smutna.
-Jak chcesz! Jesteś taka sama, jak ta Twoja świrnięta mamusia!- odgryzła się Lovegood.
Za wiele. Za wiele.
-Nigdy nie masz prawa przezywać moich rodziców!- wrzasnęłam, uderzając zszokowaną blondynkę otwartą dłonią w twarz.
Ha. Hahaha. Luna i odzywanie się do kogoś w ten sposób, a to dobre! Uśmiałem się niemal tak, jak Jack Nicholson przebijający siekierą drzwi.

 Obraz przemienił się na dwór Malfoy'ów. Stałam tam, trzymając ręce wzdłuż tułowia. Naprzeciw mnie przebywał Draco Lucjusz Malfoy we własnej osobie.
-O co ci znowu chodzi!- spytał mój dziesięcioletni kuzyn.
-O cholerę! Nie jesteś człowiekiem, tylko kolejnym zdradliwym paszczurem do kolekcji! Nienawidzę ludzi! I nigdy się nie zakocham! Nigdy!
-I tak nikt Cię nie zechce, kretynko!- warknął blondyn wyższy ode mnie o pół głowy.
Wrrr znowu te apostrofy.
Gdzie Draco pyta, skoro tam jest wykrzyknik? I nie wiem, jak teraz zachowują się dziesięciolatki, ale próbuję sobie wyobrazić dwoje dzieciaków rozmawiających tak, jak opisano wyżej... O zgrozo.

-Zastanów się kim jesteś, madame Riddle.- zachęcił mnie Albus, gdy byliśmy w Gabinecie.- I pojmij, czy warto być sobą.
Ten nowy dyrektor jest do kitu... I próbuje plagiatować mądrości Dumbledore'a jakimiś wypocinami wyjętymi żywcem z dzieł Coelho.

Koniec na dziś! Mam nadzieję, że po tej analizie zajrzycie wgłąb siebie i zrozumiecie, jak ważne jest być sobą. Tymczasem muszę odpisać na listy od fanów, jest ich całe zero!

:((


P.S. - Przypominam o nadsyłaniu starych opek!

52 komentarze:

  1. "potterowski fanfick" - nie, błagam, nieee. Fanfik albo fanfiction.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba się nie znasz na ocenianiu XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to nie jest ocena, tylko analiza. Kolejne trudne słowo, które możesz dopisać do swojego słownika!

      Usuń
  3. Już od samego czytania analizy boli głowa. Zastanawiam się, czy autorki zapoznały się z cyklem o Harrym. Bo pójść do biblioteki i poprosić o niego, a tam każdy tom grubszy od poprzedniego, można się zniechęcić. Bazują na filmach i wychodzi z tego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnoszę wrażenie, że pisanie niektórych fanfików wygląda następująco:
      1. Naczytanie się innych tForów z dorminatoriami.
      2. Pomysł "wow, też chcę opko o córce Voldemorta i z tró lofem! Będę oridżinal!".
      3. Wykonanie. [*]

      Usuń
    2. no i jeszcze :
      zawieszam bo mi nie komciacie... ;_;

      Usuń
    3. Nie zawiesiłam z tego powodu :)

      Usuń
  4. " -Riddle, co się tak spieszysz, i tak nie wygrasz.- prychnął w moją stronę. Ron, stojący niemalże kilka stóp od niego ryknął śmiechem.

    No i się zaczyna... Czekam na dzień, w którym aŁtorki zrozumieją, że Potter nie był bucem zaczepiającym każdego napotkanego Ślizgona."

    Albo nie potrafię czytać ze zrozumieniem, albo powinno być, że to Ron nie był bucem.
    Analiza boli. Cyklop, tró lowerowie...
    Muszę jednak podziękować aŁtorce - co tam moje gadanie do chłopaka o kocie czy rozpoznawaniu twarzy! Podejdę i powiem, że czytałam w horoskopie (skoro nie mam cyklopa Firenzo), że jesteśmy sobie przeznaczeni! Chyba każdy na to poleci, prawda, o Facecie w Peruce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tfu. jednak czytanie ze zrozumieniem u mnie leży przez brak myślenia. Cofam błąd, literki się pomieszały.

      Usuń
  5. Dumberlode jest moją nową ulubioną postacią. <3
    Dobra, koniec gadania, lecę wysłać Ci list od najlepsiejszej fanki!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze no. Aż przykro się człowiekowi robi jak to wszystko czyta. Co ciekawe, tym razem analiza i samo opowiadanie nie wywołały we mnie salwy śmiechu, a głęboką depresje (no, powiedzmy). Albo się starzeje albo ałtorki przestają być tak kreatywne jak kiedyś ;c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Ta analizatornia jest najgorsza chyba ze wszystkich... Niestety nie uśmiałam się do łez, tak jak powinnam... No przykro mi...

      Usuń
    2. Ktoś tu nie potrafi czytać ze zrozumieniem. :3

      Usuń
  7. "Zaimków osobowych nie piszemy z dużej litery w opowiadaniach" - takie małe czepialstwo, ale nie pisze się raczej: dużą/wielką/małą ewentualnie od dużej/od wielkiej/od małej? Tak mi się wydaje, ale jeśli się mylę to, oczywista, zwracam honor ;)
    Ale ogólnie dzięki za analizkę, nie mogłam się doczekać!

    ps. czy komentarzy nie można podciągnąć pod listy od fanów? W sumie są to wiadomości do Ciebie, często pełne uwielbienia, więc chyba podobne. Wtedy na pewno byłoby ich więcej niż całe zero ;) Więc nie musisz się smucić :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za poprawki, w sumie naprawdę głupie błędy popełniłam. Z tym ,,cyklopem Firenzo'' - to był sarkazm, ale resztę postaram się poprawić.
    Godnie przyjmuję krytykę, bo aktualnie sama śmieję się z ,,dormiNAtorium''.
    Pozdrawiam,
    Autorka opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO

      Usuń
    2. Analiza przeprowadzona przez Faceta w peruce na początku mnie zaskoczyła - sama myślałam, że się wścieknę, ale podczas czytania tego sama zaczęłam się śmiać. Bo w sumie jakim cudem uważałam, że w Hogwarcie jest jakiekolwiek dormiNAtorium?
      Nie wściekam się - wręcz przeciwnie. Super, że Facet w Peruce podjął się analizy mojego opka. :D Może kiedyś podeślę mu jakieś moje stare.
      Pozdrawiam,
      aŁtorka dormiNAtorium. :)

      Usuń
    3. Zdajesz sobie sprawę, że w tej analizie facet w peruce pokazał masę innych błędów poza "dorminatorium", prawda?

      Usuń
    4. Jasne. Chociaż masa niektórych uwag jest dla mnie bez sensu to tak :)

      Usuń
    5. Które na przykład?

      Usuń
    6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    7. Przykładowo jak Mary BIEGŁA na mecz quidditch'a. Wcześniej napisałam, że do meczu została jedynie godzina, a Facet w Peruce uczepił się, iż błonie Hogwartu nie były takie duże, że musiała biec. Cóż, najwidoczniej momentami wystarczy czytać ze zrozumieniem i wytężyć szare komórki.
      P.s. Przepraszam, ze usunęłam poprzedni komentarz. Chciałam coś dopisać. :)

      Usuń
    8. Właśnie, szare komórki. Do pracy mam półtora kilometra, spacerkiem zajmuje mi to jakieś piętnaście minut. Z wejściem do sklepu, żeby kupić coś na śniadanie.
      Została jej godzina do meczu, a ona musi biec. Czyli według Ciebie stadion jest jakieś pięć do ośmiu kilometrów dalej.
      I kto tutaj nie używa pewnych regionów mózgu?

      Usuń
    9. Hm, a może musieli pomyśleć nad strategią? :)
      Bez hejtów, please. To mój pierwszy blog, pierwsze fanfiction, pierwsze udostępnione publicznie opowiadanie, więc mogę popełnić jakieś błędy. Nie widzę w tym nic złego. Analiza napisana przez Faceta w Peruce pokazała mi jakie błędy popełniam, więc teraz je poprawię, pouczę się kiedy osobę piszemy z wielkiej litery, a potem pójdzie jak z górki. Dyskusja robi się niepotrzebna. :)

      Usuń
    10. Jasne, ale z Ty przyznałaś się tylko do jednego błędu. Reszta jest dla Ciebie bez sensu.

      Usuń
    11. A po co mam się rozpisywać?

      Usuń
    12. Ale, oczywiście, niezanalizowane przez faceta rozdziały również poprawisz? ;)

      Usuń
    13. Co do tego, że Mary biegła na mecz... ja biegłam na próbną maturę choć pozostało mi do niej pół godziny. A Mary musiała się przed meczem przebrać, rozciągnąć i "rozgrzać" (mimo wszystko to sport, nawet jeżeli nie używa się w nim nóg!). Nie wspominając już o sprawdzeniu, czy miotła ma się jak należy/przemowie kapitana. Jak przeczytałam, że autor analizy czepia się Cyklopa, załamałam ręce. Nie rozpoznać takiego oczywistego sarkazmu... co do wolnego pukania do drzwi- przypomina mi się jak poszłam prosić kolegę, który mi się podobał na studniówkę. Tak, śmiejcie się. W wyniku wahania/zamyślenia/przytłaczających uczuć ludziom naprawdę zdarza się "powoli pukać".
      I nawet jeżeli Klaudia popełniła wiele innych błędów to wciąż nie mogę nie-odnieść wrażenia, że Facet w Peruce często się czepiał i szukał na siłę błędów/potknięć. Głównie poprzez fakt KTÓRE błędy Klaudii, Facet w Peruce wybrał.

      Usuń
    14. Dziękuję za poparcie. Dokładnie tak uważam. :) Po prostu ręce i nogi się załamują, jak czytelnik sarkazm bierze na poważnie.

      Usuń
    15. A ja sie cieszę, że tak dobrze przyjmujesz krytykę:) Naprawde mało jest już takich ludzi. Według mnie twój blog jest dobry.

      Usuń
  9. A jednak się rozpiszę. :)
    ,,I skąd ta nagła uprzejmość Weasleyów względem Riddle'ówny?'' - to, że Ron jej nie lubił nie znaczy, że cała familia też.
    ,,Cyklop Firenzo. Serio? CENTAUR, do jasnej ciasnej.'' - czy tak trudno pojąć SARKAZM? Jak to sam Facet w Peruce napisał pod tym postem - ,,Kolejne trudne słowo, które możesz dopisać do swojego słownika!''
    ,,Ten jeden kosmyk zwiastować może tylko jedno - Bella wyłysiała.'' - napisałam, że wystawał JEDYNIE, a nie JEDYNY kosmyk jej włosów. Za dużo peruk Ci w głowie.
    ,,I ktoś tu zapomniał, że po zniknięciu Czarnego Pana śmierciożercy albo uciekali w popłochu, albo zaczynali wymyślać bajeczki, że do wszystkiego zostali zmuszeni. Wcale nie zamierzali kontynuować misternego planu ich mistrza, a Bellatriks właśnie urządzała sobie celę w Azkabanie i poznawała się z dementorami.'' - zmieniłam to na potrzeby opowiadania.
    ,,Wolała więc podrzucić córeczkę siostrze, zamiast ryzykować zrobienie sobie przystawki z własnego dziecka.'' - Malfoy'owie byli arystokratami, więc może ,,łysa'' Bella chciała, aby Mary też taka pozostała? A Voldemort sam się nie odnajdzie, a dziwnie by wyglądała ,,,łysa'' kobieta z koszykiem, w którym leży trzydniowe dziecko, szukająca Lorda Voldemorta, hmm?
    ,,Nie, nie "oczy" mogą sprawiać wrażenie ciężkich, a powieki. So close...'' - Facecie w Peruce, czy nigdy nie byłeś tak śpiący, że oczy Ci się same zamykały?
    ,,Odnoszę wrażenie, że nie czytałaś ani jednej strony książki.'' - miesiąc przesiedziany w Bibliotece Miejskiej poszedł na marne. So sad.
    ,,Wow, po raz pierwszy trólofem nie jest Draco albo Blaise!'' - wow. Taka zmiana.
    W niektórych chwilach mam ogromną chęć zrobienia analizę tej analizy, ale przyznam, że ja tak czepialska nie potrafię być.
    Analiza analizą, jednak pozostają pewne granice. Jeśli wypomina mi (i nie tylko) się każde napisane słowo to naprawdę tracę chęć pisania.
    To było moje pierwsze fanfiction, pierwsze udostępnione publicznie opowiadanie, pierwszy blog, a tu Facet łysy jak Bella (w końcu nie na darmo ta peruka, co nie?) wyskakuje mi z ostrą krytyką, która automatycznie pokaże się dziewięćdziesięciu osobom. Nawet nie wiesz, jaki piękny to początek.
    Mimo tego wszystkiego i tak jestem z siebie dumna - przełamałam się i wreszcie pokazałam całym internetom (chyba tak to się teraz mówi?) swoje opowiadania. W dodatku teraz czytam argumenty Faceta i wcale mnie to nie rusza, a kiedyś płakałam przez krytykę. Cóż, pozostało mi tylko wzmocnić siły i wystartować z nowym blogiem z bardziej zaskakującą fabułą. Kto wie - może nie będzie to już fanfiction?
    Dyskusję zrobiłam, nie ma co.
    Pozdrawiam serdecznie!



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi "ciężkimi oczyma" średnio to widzę. Z jednej strony spotykam się z tym w mowie potocznej, z drugiej strony często wytyka się to jako błąd autorkom opowiadań- bo to powieki są ciężkie i one opadają by osłonić gałki oczne przed światłem. Chyba że zabierzemy uznamy powieki za część oczu, albo weźmiemy pod uwagę fakt, że niektórzy potrafią spać z otwartymi oczami.
      Myślę, że głównym problemem w tym przypadku jest to co uznajemy za oczy- tylko gałki oczne, czy gałki oczne wraz z otoczeniem. Jednak jeżeli za oczy, uznajemy tylko gałki oczne, popełniamy błąd. A nerw łączący oko z mózgiem? Jeżeli zabrać pod uwagę połączenie, to również mózg jest częścią oka...
      Podsumowując- mój postulat brzmi: przestańcie się czepiać ciężkich/podkrążonych/zmęczonych oczu i na siłę zmieniać je na ciężkie powieki, podkrążoną skórę pod oczyma, zmęczoną skórę wokół oczu (by the way, w samej źrenicy i tęczówce niektórzy również potrafią odnaleźć oznakę zmęczenia). Pozostawiajcie to ocenie własnej czytelników.

      Usuń
    2. Ja tylko nie rozumiem w jaki sposób nazwanie centaura cyklopem może być sarkazmem... Oczywiście miało być wyrazem pogardy, złośliwości. Może i pasuje, ale dopiero wtedy, gdy autorka wytłumaczyła, że jest to właśnie sarkazm. A powinno to raczej być możliwe do odczytania bez pomocy. Chociaż nie wiem, może jakbym przeczytała całe opowiadanie, znałabym kontekst i wtedy byłoby to jasne? Mam mieszane uczucia co do tego cyklopa.

      Usuń
  10. A ja chciałam pogratulować aŁtorce (i najpewniej przyszłej aUtorce w jednej osobie) dystansu do siebie, chęci wyciągnięcia nauki i podjęcia kulturalnej dyskusji - bez względu na to, czy jej kontrargumenty są trafne, czy nie. Brawo, młoda!
    (Aha, i jeszcze jedna rada - jeśli chcesz uniknąć nieporozumień w rodzaju tego o bieganiu na mecz, bardziej rozbudowuj myśli. Gdybyś napisała, że pobiegła żeby się rozgrzać, CwP pewnie by się tego nie czepił).

    OdpowiedzUsuń
  11. Żyje ktoś jeszcze tutaj?

    OdpowiedzUsuń
  12. Facecie, żyjesz tam chociaż?

    OdpowiedzUsuń
  13. Faceeecie! Wróć do nas! ):
    btw. tak w ogóle ciekawe czy tych trzech anonimów nade mną to trzech różnych czy ten sam? :D

    OdpowiedzUsuń
  14. A czemu cz.1??? Ma być kolejna????????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinna być, ale już chyba nigdy się nie dowiemy :c

      Usuń
  15. A miało być tak pięknie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Facet w peruce boleśnie uświadamia nam jak bardzo życie bez głupoty ałtoreczek jest smutne i puste.

    OdpowiedzUsuń
  17. panie facecie ;_; czekamy

    OdpowiedzUsuń
  18. Tak oto, nim doszło do 10 analizy, Perukarnia umarła.

    OdpowiedzUsuń
  19. No, umarła no, a szkoda, bardzo ładnie się zapowiadała.
    ...ciągle wchodzę tu raz na jakiś czas, mając nadzieję że jednak powróci do życia. Ech... wciąż wierzę, ale nie wiem czy to coś da.

    OdpowiedzUsuń
  20. Perukarnio, wróć!

    OdpowiedzUsuń